niedziela, 22 kwietnia 2018

Azerbejdżan 11-16.04.2018



Podróżując do Iranu jeden z odcinków lotów zawierał przesiadkę w Azerbejdżanie, dokładnie w mieście Baku. Widok miasta z lotu ptaka, a także imponujące architektura samego lotniska spowodowały, że Azerbejdżan stał się jednym z bardziej pożądanych celów naszych podróży.

1 września 2016 roku znacznie uprościła się procedura uzyskania wizy. Wystarczy wypełnić odpowiedni wniosek na stronie internetowej (https://evisa.com.az/en/) kończący się opłata 20 USD (karta kredytowa). Dawniej konieczne było zaproszenie, rezerwacje w hotelu, wizyty w placówce dyplomatycznej...

Wracając do samej podróży. Wizzair jest jedyną tanią linią lotniczą latającą do Azerbejdżanu. Loty odbywają się na trasie Budapeszt - Baku. Ponadto Wizzair często organizuje wyprzedaże -20% (szczególnie dla posiadaczy Wizz Discount Club). Kombinacja dość tanich lotów łącznie z wyprzedażą pozwoliły zakupić loty w obie strony za około 350 zł. Do tego doszedł dolot Warszawa - Budapesz (też Wizzair) za około 100 zł (również w obie strony). Niestety (dla innych na plus) loty powrotne się nie zgrywały i konieczna była noc w Budapeszcie. Piszę, że dla innych na plus ponieważ Budapeszt jest ładnym miastem z fajnym klimatem.

Noclegi zarówno w Budapeszcie jak i Baku zarezerowaliśmy przez Booking.com (jeden z lepszych stosunków cena/jakość podczas naszych podróży, pokój 2 os w średniej jakości hotelu z śniadaniem - 80 zł), samochód za pośrednictwem lokalnej firmy http://aznur.az/ za około 100 zł/doba na 2 pełne doby (1 dzień - okolice Baku, 2 dzień - Xinaliq). Na miejscu spędziliśmy 5 dni (pierwszego dnia lądowanie około 6 rano, ostatniego dnia wylot również 6 rano). Jest to czas wystarczający, aby zobaczyć najważniejsze atrakcje. 

Pierwszy oraz ostatni dzień poświęciliśmy na samo miasto Baku. Jest ono zdecydowanie inne od reszty kraju. W samym centrum widać bogactwo i inwestycje (ropa naftowa! - 70% PKB) z górującymi nad miastem Flame Towers. 







Baku to historyczne stare miasto w otoczeniu budynków z początku XX wieku (duża część zaprojektowana przez Polaków) oraz coraz popularniejszych nowoczesnych wieżowców. Im dalej od centrum tym "biednej". W ogóle widać ogromną dysproporcję pomiędzy stolicą, a prowincją. Jest to jednak dość częste w krajach teoretycznie demokratycznych (teoretycznie bo jest wybierany prezydent, od 1993 do 2003 roku był do Heydar Aliyev - w związku z pogorszeniem się zdrowia i późniejszą śmiercią jego miejsce zajął jego syn Ilham Aliyev, który rządzi do dzisiaj).





Muzeum, wiadomo - dywanów. 


Tydzień po naszym pobycie w Baku miało się odbywać coroczne grand prix Formuły 1.



Standardowa "mała Wenecja".

Wejście do starego miasta.

Centralny punkt starego miasta (obok "wieży") - polecam restaurację.

Dywany popularne w tym rejonie świata.









Tradycyjne ubrania.

Tutaj z nowoczesnymi dodatkami :)

Jedno z popularniejszych dań - grillowana baranina.

Azerbejdżan leży w pobliżu Iranu, Turcji oraz Gruzji. Widać wpływ każdego z krajów. 99,8% populacji to muzułmanie, ale nie tak "ortodoksyjni" jak sąsiedzi z Iranu. W sklepach, restauracjach bez problemu można kupić alkohol. Jedzenie jest bardzo podobne jak w Iranie i Turcji (kebab, grillowane mięso: baranina, wołowina, drób), widać wpływy gruzińskie ("snikersy" z orzechów włoskich i syropu z winogron). Natomiast język najbardziej przypomina turecki (w mowie i piśmie). Nie można zapomnieć również o dość powszechnie znanym języku rosyjskim (Azerbejdżan był wieloletnim członkiem ZSRR).  



Schody do placu widokowego przy Flame Towers.

Widok na zatokę z wyżej wspomnianego placu.

Flame Towers po raz kolejny. 

Stacja metra. 

Centrum Baku.


Architektura przywołuje na myśl Moskwę czy St. Petersburg.


Heydar Aliyev Center to również jeden z symboli Baku. Nowoczesny kompleks budynków, noszących oczywiście nazwę byłego I sekretarza-prezydenta.









Autorka zdjęć użytych w relacji :)



Samo Baku można spokojnie obejść pieszo w ciągu jednego dnia. Jednak dużo ciekawych miejsc znajduje się na obrzeżach miasta lub w jego bliskiej odległości. Tam dotrzeć można marszrutką, taksówką (tanie, działa nawet Uber) oraz (chyba najlepiej) wypożyczonym samochodem.  


Meczet Bibi Heybat.

Cmentarz muzułmański przy meczecie.


Przy zatoce poniżej meczetu Bibi Heybat można zobaczyć wiele żurawi pompujących ropę (największe bogactwo kraju). Tutaj kolejny polski akcent. Witold Zglenicki, a później Paweł Potocki uważani są za twórców potęgi naftowej Azerbejdżanu. Pierwszy z nich zapoczątkował odkrycia i wydobycia ropy naftowej oraz zaprojektował platformę do wierceń morskich. Jednak technologia (jak na tamte czasu) nie znalazła uznania, więc ściągnięto Pawła Potockiego, który... zasypał zatokę, aby wiercić z lądu. 
Również w innych częściach Półwyspu Apszerońskiego (na którym lezy Baku) można spotkać żurawie pompowe, nawet w bezpośrednim sąsiedztwie domów mieszkalnych.






Warto odwiedzić (chociaż na kilka minut) świątynię Zaratusztrianizmu - czcicieli ognia. Centralnym punktem świątyni jest wieczny ogień, czyli naturalny "fenomen" polegający na ciągłym, niewielkim samoczynnym wydobywaniu się metanu z ziemi, który podpalony nigdy nie gaśnie. 




Kolejnym miejscem, uważanym za święte jest Yanar Dag. W latach 60-tych metan wydobywający się samoczynnie z formacji piaskowcowej został podpalony przez pasterza - płonie do dzisiaj. 





Z geologią regionu związane jest tez unikatowe występowanie wulkanów błotnych. Wynika to z obecności ciepłej solanki blisko powierzchni ziemi. W rejonie wulkanów błotnych można również znaleźć kałuże samoczynnie wydobywającej się ropy oraz kałuże solanki w których widać bąbelki metanu (na filmie widać, jak podpalam taką kałużę).





Azerbejdżan leży nad Morzem Kaspijskim. Nie wyróżnia się ono niczym szczególnym, pięknych plaż też nie znaleźliśmy. Poniżej kilka zdjęć.

Oczywiście platforma wiertnicza. Są dość częstym widokiem.




Ostatnie "must see" w okolicy Baku - Park Narodowy Gobustan. Są to formacje skalne (same w sobie już widowiskowe) pokryte petroglifami - rysunkami wykonanymi przez ludzi pradawnych.












Co najmniej jeden dzień należy poświęcić na wyjazd w Wysoki Kaukaz do Xinaliq. Sama droga z Baku to 3,5h jazdy autem w jedną stronę. Jeżeli jest na tyle czasu, proponuję poświęcić co najmniej 2 dni. 
Xinaliq to najwyżej położona osada w Azerbejdżanie (2250 m.n.p.m.). Przez wieki wioska była izolowana od reszty kraju, teraz jest dostępna przez część roku (w ziemie jest odcięta przez śnie, gdy my byliśmy temperatura wynosiła około 1-2 st. Celsjusza, padał śnieg, a była połowa kwietnia). 
Od kilku lat dojazd do niej jest możliwy (ale nie łatwy) autem osobowym. Jak wszystkie poważniejsze inwestycje związane jest to z wizytą głowy państwa. Została wtedy wybudowana droga o nawierzchni asfaltowej (w większej części). 
Co do samego dojazdu. Ostatnie 40 km to bardzo powolna i ostrożna jazda. Pokonujemy trasę nad przepaściami, przejeżdżamy przez potoki, droga ponadto momentami jest bardzo wyboista. Jednak przy odpowiedniej rozwadze - do przejechania autem osobowym (my to zrobiliśmy Hyundaiem Accentem). 
Dojazd to już duża atrakcja sama w sobie (polecam film!) Wioska to kwadratowe domki, budowane jeden na drugim zbudowane częściowo z okolicznych skał. Charakterystycznym widokiem są suszące się "cegiełki" z łajna i słomy, służące za opał. Głównym zajęciem mieszkańców jest wypas bydła. Warte zobaczenia jest muzeum etnograficzne (niewielkie, ale ciekawe). Zaprowadzą Was  do niego lokalni mieszkańcy, oczekując oczywiście zapłaty, ale są to niewielkie kwoty (2 manaty wstęp do muzeum, 10 manatów dla 3 przewodników) więc nie ma co żałować. Przy okazji można zakupić rękawiczki czy skarpetki ręcznie wykonane z wełny wypasanych owiec.
Ludzie tam mają właściwie kontakt tylko z turystami (my podczas wizyty nie spotkaliśmy żadnych innych, ale w cieplejszych miesiącach wyobrażam sobie, że muszą przyjeżdżać chociażby w celu trekkingu). Do najbliższego miasta - Guba - jest 50 km. Bardzo zaskoczył mnie fakt, gdy młody chłopak pokazał mi monety euro i zapytał co to jest, ile to jest warte, a na końcu zapytał czy kupię to od niego. Wracając do samego muzeum, oglądając eksponaty miałem wrażenie, że lud ten ma coś wspólnego z eskimosami (podobne rysy twarzy, buty i odzież z skór zwierząt). Aktualnie populacja wioski to 2500 mieszkańców. Posiadają również własny język, nie występujący nigdzie indziej na świecie.

























Na koniec kilka informacji praktycznych. 
Pogoda - w kwietniu w Baku pierwszego dnia pobytu było ok. 22 stopni i większość dnia można spędzić w koszulce, natomiast ostatniego dnia temperatura spadła do ok 10-12 stopni, odczuwalna była pewnie z 5 stopni, gdyż wiały bardzo silne wiatry (nazwa miasta wywodzi się od wiatrów, które dosłownie wieją prawie non stop).
Waluta - 1 manat = 2 zł. Najlepiej zabrać do dolary amerykańskie. Bardzo popularne są bankomaty, natomiast płatność kartą już nie tak bardzo (trzeba mieć cały czas gotówkę przy sobie).
Ceny - niskie do bardzo niskich. Litra paliwa - 0,8 manata, kebab 1,2-1,8 manata, ajran (mieszanka jogurtu z wodą i miętą) 0,5 manata, piwo w barze - 1 manat, posiłek (ten z zdjęcia) w restauracji w samym centrum starego miasta dla 2 osób - 35 manatów, papierosy 1-3 manaty. Należy uważać na "specjalne" ceny dla turystów. Straciliśmy czujność i zapłaciliśmy za 2x kawa latte - 60 zł. 

Azerbejdżan w 100% spełnił nasze oczekiwania, jest to kraj ciekawy, różnorodny, znajdujący się w strefie wpływów różnych kultur. 4-5 dni na miejscu jest wystarczające, w ciągu 7-10 dni możemy spokojnie odwiedzić wszystkie zakątki kraju. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz