niedziela, 10 marca 2013

Chiny - 27.01-3.02.2013

Początek roku 2013 stał pod znakiem niemożliwych wręcz cen lotów z ciągle bankrutującym (ale nigdy do końca) włoskim przewoźnikiem Alitalia. Tym razem pojawiły się 2 opcje, Pekin za ok 400 zł oraz Tokio za ok 270 zł. Nieprawdopodobne, co nie?

Jako, że żyjemy w czasach ekspansji chińskiej, ciągle się słyszy, że "takie mp3 koszutuje pewnie w Chinach ze 2 zł" - wybór był jasny - czas to wszystko zweryfikować.

Koszty główne:
Lot Wenecja - Rzym - Pekin - Rzym - Mediolan - Praga - 405 zł
Lot Kraków - Bergamo ~ 70 zł
Autobusy + pociąg z lotniska w Bergamo do lotnska Da Vinci w Wenecji - ok 94 zł
Polskibus z Pragi do Wrocławia - 80 zł
Wiza 290 zł (sama wiza 220 zł + pośrednik)
Hotel w Pekinie ok 200 zł za 5 nocy (nazywa się Lucky Family Hostel - bardzo, bardzo polecam - do znalezienia na hostelworld.com)
W sumie: 1149 zł

Wydatki na atrakcje, transport w Pekinie (przejazd metrem na dowolnym odcinku 2 juany = 1 zł), jedzenie, myślę, że nie więcej niż 300 zł (najdroższe to wycieczka na Mur Chiński oraz Oceanarium bo w sumie z 150 zł).

Wydatki na odzież, elektronike = dużo bo tanio :)

Od wyjazdu już troszkę minęło i mogły mi umknąć niektóre fakty.

Dnia 27 stycznia odlecieliśmy samolotem linii Ryanair z podkrakowskich Balic do małego lotniska pod Bergamo we Włoszech. Stamtąd autobusem na dworzec, a z dworca pociągiem do Wenecji z przesiadką w Brescii. W wenecji mieliśmy całą noc oczekiwania więc zrobiliśmy szybką rudnkę po mieście, spotkaliśmy trochę Polaków którzy również wybierali się do Azji oraz zrobiliśmy zakupy na kolacjo-śniadanie. 
Na lotnisku spotkaliśmy jeszcze więcej Polaków i jak to zwykle bywa wywiązało się spotkanie integracyjne :)


Rano odlecieliśmy już samolotem Alitalii do Rzymu, gdzie po szybkim transferze (ok 40 minut) odlecieliśmy do Pekinu. Lot trwał ok 10h (co ciekawe powrót trwa ok 40 minut dłużej, obstawiam, że to przez siłę Coriollisa i pewnie jakieś prądy powietrzne). Jako, że w nocy dużo nie pospaliśmy praktycznie całą podróż przespałem. Lądowaliśmy wg. czasu polskiego o godzinie 23, natomiast w Pekinie była 6:50. Przez wcześniej nieprzespaną noc udało się nam troszkę zniwelować efekt jet lagu, ale wieczorem i tak ledwie żyliśmy. 
Dotarliśmy do hotelu taksówką (polecam ten środek transportu - tani, 50 zł za ok 30 km). Szybki check-in i wyruszamy na zwiedzanie Pekinu. Jednak wcześniej  do banku wymienić euro (część wymieniliśmy na lotnisku, ale tam było drogo) - na podstawie własnych doświadczeń polecam jednak wybierać z bankomatu kartą mbanku - wyszło najtaniej. 
Pierwszego dnia zwiedziliśmy Plac Tiananmen, podeszliśmy pod bramy Zakazanego Miasta oraz wyruszyliśmy zbadać rynek w Silk Markecie (najpopularniejszy market z podróbkami w Pekinie). 




Oczywiście pierwsze zakupy mimo, że wydawały się okazyjne w perspektywie czasu już takie nie były. Na kolejne zakupy wybraliśmy się dopiero ostatniego dnia jako "starzy wyjadacze". Opłaca się kupować praktycznie wszystko (ja skupiłem się na ubraniach oraz elektronice) jednak trzeba być uważnym i sprawdzać kupowany towar. 

Dnia drugiego trafiliśmy do Świątyni Ziemi, trochę przypadkowo bo chcieliśmy do Świątyni Buddy. Poza metrem Pekin jest dosyć trudnym do zwiedzania miastem, ulice o tej samej nazwie są bardzo długie, lokalni mieszkańcy nie są w stanie pomóc, gdyż praktycznie nie mówią po angielsku. 
Świątynia Ziemi to w rzeczywistości kompleks ogrodowy (Chińczycy bardzo wierzą w moc natury). 
Najciekwsze tam było zdecydowanie zachowanie Chińczyków  - Seniorów. Temperatura ok 0 stopni, a Ci sobie tańczą, czasem przy muzyce, czasem nie, czasem jedna para, czasem kilka. Taka forma obcowania z naturą na świeżym powietrzu. 



Następny punkt to Pałac Letni. Jest to ogromny kompleks pałaców i świątyń, położony na obrzeżach Pekinu, nad sztucznym jeziorem. 






Jazda na krześle na lodzie.




Wieczorem udaliśmy się na Ghost Street na kolację. Niestety nie mogę powiedzieć niczego dobrego o kuchni chińskiej (a w Polsce ją bardzo lubię - widocznie dostosowali się do standardów europejskich). Potrawy, które powinny być ostre są słodkie, smaki są pomieszane. Typu kiełbaski o smaku cynamonu. Ponoć wiąże się to z tym, iż Chiny posiadają bardzo niewiele terenów uprawnych w porównaniu do ilości mieszkańców i jadło/je się tam to co się da (czytałem np. o podfermentowanym torfie). 






Kolejny dzień to wycieczka na Mur Chiński do Badaling. Jako, że tego dnia nie kursowały autobusy komunikacji podmiejskiej zmuszeni byliśmy wybrać się wycieczką zorganizowaną. Sam przejazd z przewodnikiem kosztował 20 juanów (10 zl), ale oczywiście ekstra w programie było muzeum figur woskowych przedstawiających panowanie dynastii Ming (nic ciekawego) - wstęp 40 juanów (20 zł), fabrykę biżuterii z malachitu oraz sklep (!) - ale to już za darmo. Wstęp na Mur również kosztuje 40 juanów (20 zł). Sam Mur to oczywiście atrakcja, jednak było bardzo mglisto (jak praktycznie przez cały pobyt) i w moim odczuciu Mur Chiński to poprostu strome śliskie schody. No koniec zabrano nas jeszcze do Grobowców Dynastii Ming - 





Muzeum figur woskowych dynastii Ming.

Na taką wysokość można wyjść po około 45 minutach podejścia na mur.

Było momentami bardzo ślisko.


Dzień czwarty rozpoczeliśmy od powrotu do Zakazanego Miasta, które pierwszego dnia było zamknięte (jest tak w każdy poniedziałek). Podejrzewam, że moja ekscytacja tym miejsce kilka dni temu była by większa bo teraz orientalna architektura już nie była taka orientalna. Wszystko na jedno kopyto, jeżeli w ogóle wypada tam to określać :) M.in. dlatego nie wchodziliśmy już pod Świątynię Nieba.

Zakazane Miasto



Wszechobecny kult natury - tutaj skał.

Następnie czas na małe zakupy, tym razem Pearl Market.

Na bliskim planie Hutongi, tyle, że te wyglądają bardziej jak slamsy, w tle Pearl Market. Chiny jak to kraje komunistyczne to kraj kontrastów i w zasadzie braku klasy średniej.
Wieczorem udaliśmy się jeszcze zobaczyć jeden z najbardziej znanych obiektów architektury nowoczesnej - budynek telewizji. Robi wrażenie. To ten na trzy zdjęcia w dół.




Dzień czwarty - Pekińskie Zoo.




Oraz coś nie planowanego - Oceanarium, które zrobiło na mnie duże wrażenie ! Szczerze polecam, mimo, iż jes to chyba najdroższa atrakcja w Pekinie, 120 juanów (60 zł).


Taakie ryby :)



Ostatni dzień to jak wspomniałem na początku finalne zakupy a wieczorem wizyta w "centrum" z popularnym targiem na którym można spróbować różnych dziwnych rzeczy typu rozgwiazdy, koniki morskie, jądra czy penisy.

Wspomnę tutaj o zakupach. W Silk oraz Pearl Markecie można kupić niezłej jakości podróbki (szczególnie ubrań) w bardzo dobych cenach. Należy jednak się targować, finalna cena dochodzi do ok 20% ceny początkowej. Przy zakupie elektroniki (np. smartfona) należy sprawdzić czy posiada istotne funkcje, galaxy note który kupiłem nie posiadał GPS.






Chiny to kraj ewidentnie różniący się do krajów Europejskich. Ludzie chodzą w maskach, bo niby smog (chociaż ja jestem nie do końca przekonany gdyż ostatniego dnia "smog" zniknął więc mniemam że to była zwykła mgła). Ludzie jeżdżą albo wypasionymi furami albo śmiesznymi wieloosobowymi motorkami. Oczywiście jak przystało na Azjatów - elektronika jest bardzo popularna. Ludzie potrafią iść chodnikiem i oglądać film na smartfonie, cz grać w fifę w metro. Jednak władze tego kraju bardzo starają się kontrolować obywatela. W rozmowie w busie z pewnym młodym Chińczykiem wspomniałem o Youtube - odpowiedział "a co to jest ?" !!! Oczywiście Facebook jest również zablokowany. Mają oni własne, nacjonalne odpowiedniki tych seriwsów.
Wracając do inwigilacji - we wszystkich stacjach metra obowiązuje kontrola badażów, przy wejściu na plac Tiananmen dokumentów (obcokrajowcy nie są kontrolowani). Najbardziej absurdalna sytacja miała miejsce również w okolicach placu Tiananmen, gdzie zostałem zaczepiony przez człowieka oferującego wycieczki na Wielki Mur o imieniu Kevin (później była jeszcze Merry, David - skąd oni mają takie imiona :)). W czasie rozmowy wyskoczył mi z za pleców policjant z kamerą, sfilmował Kevina, jego wizytówkę oraz mnie !
Na koniec jeszcze kilka zdjęć obrazujących odmienność Chin.





Normalny (!) ruch w metrze w godzinach wieczornych.
Powrót do Polski był z stopoverem w Rzymie, wykorzystaliśmy go na szybkie zwiedzanie oraz przestawienie się na czas polski. Kładąc się spać o 23 w Chinach była 5 rano. Następnie loty Rzym - Mediolan oraz Mediolan - Praga, później o 20:00 Polskibus.com do Wrocławia gdzie odebrał nas już znajomy.

Wypad zdecydowanie na plus, grzechem było by nie wykorzystać takiej ceny. Czekam z niecierpliwością na kolejne promocje Alitalii.