poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Malta - 27-31.03.2012

Minęło już kilka dni od powrotu, pobyt na Malcie to już historia, jednak na tyle świeża abym cięgle pamiętał wszystkie istotne fakty. Podróż rozpoczynała się i kończyła na świeżo oddanym do użytku, nowym terminalu lotniska we Wrocławiu. Muszę przyznać – architektura i funkcjonalność oraz oznaczenia są bardzo dobre, wszystko jest przejrzyste.

Wracam do samej relacji. Lądowanie miało miejsce już w nocy, przebiegło bez problemów. Przy wejściu na lotnisko od razu zaskoczenie. Witają nas ludzie przebrani w tradycyjne stroje maltańskie, grając muzyczkę na akordeonie oraz wręczając tradycyjne słodycze (coś jak obwarzanek z masą kakaową) – ok, jak na lot tanimi liniami z Polski fajnie witają, ciekawe co się dzieje jak ląduje Lufthansa z Niemcami na pokładzie. Przypuszczam, że miało to związek z tym, iż przylecieliśmy pierwszym w historii lotem z Wrocławia. Następnie udaliśmy się do automatu z biletami, każdy zaopatrzył się w karnet 7-mio dniowy za 12e. Tutaj od razu dygresja – mimo, iż Malta jest małą wyspą, komunikacja jest bardzo powolna – czas przejazdów przyprawiał o irytacje. Po ok. 45 minutach jazdy dotarliśmy do Paceville. Hotel miał być bardzo łatwy do znalezienia, jednak nie był, aby go odnaleźć musieliśmy obejść całe centrum oraz pytać ludzi – w końcu się udało. Jakie było moje zaskoczenie gdy otworzyłem „pokój”, który de facto okazał się 2 pokojowym apartamentem z 4 łóżkami. Drugi pokój „2 osobowy” był wyposażony w 3 łóżka. Na drugi dzień, kiedy dokonywałem płatności pytałem czy wszystko ok. – czy czasem się nie pomylili - pani uprzejmie wyjaśniła mi, że rezerwowałem pokoje 2os z osobnymi łazienkami – a mają tylko apartamenty i 3ki. Ok, jako że część ekipy miała rezerwację tylko na 2 dni to dodatkowe 3 łóżka bardzo się przydały. Po kwaterowaniu trzeba było się wprawić w dobry nastrój, na co wydatnie wpłynęła promocja na lotnisku – litrowy Grant’s za 10 euro. Następnie wyruszyliśmy „na miasto” czyli notabene 20 metrów od hotelu na ulicę obok – dużo klubów, bardzo różnorodnych od go-go, poprzez techno, gejowskie po zwykłe puby – naprawdę ilość imprezowi robi wrażenie. W tej dzielnicy nie ma problemu z kupieniem kebaba czy produktów spożywczych – bardzo dużo obiektów otwartych jest praktycznie całą noc (alkohol nie jest sprzedawany od 21 do 4). W Paceville żyje okrągły tydzień, ale to co się dzieje w weekend przechodzi ludzkie pojęcie. Był marzec. Ciekawe co jest w sezonie. Ulice pełne są Hiszpanów, którzy przyjechali na kursy językowe (no no :P), małych brytoli rodem z serialu „Skins” czy Niemców stylizowanych na Tokio Hotel :) Jedno z najlepszych miejsc na imprezowanie w jakich byłem – szczerze polecam. Oczywiście Paceville było zaliczane co wieczór. Plan zwiedzania został zrealizowany połowicznie. Miały na to wpływ 2 czynniki, dosyć późne pobudki :) oraz czas przejazdów (o czym już wspominałem). Pierwszego dnia zaliczona została Blue Grotto (ok. 20 minut pływania łódką za 7 euro) jest ładnie, ale jakoś specjalnie nie ma szału, w sumie trzeba zobaczyć, ale drugi raz nie ma po co. Zaliczyliśmy również Marsaxlokk (czyta się Marszaszlok) w sumie jedyne co tam jest do zobaczenia to ładne, kolorowe łódki rybackie, ale one są praktycznie na całej wyspie – wg. mnie nie ma sensu specjalnie tam jechać. Dzień drugi to wyprawa na Gozo i absolutny hit Malty – Azure Window – to robi wrażenie. Kilkudziesięciometrowej wysokości most skalny zanurzający się w ciemnym błękicie Morza Śródziemnego. Przy okazji można tam ponurkować (lub jak ja – posnurkować) – strasznie dużo jeżowców (!!) a na otwartym morzu bardzo dużo meduz – ostrzegam – poza tym, w marcu woda średnio nadaje się do pływania - zimna. Ostatniego dnia to był luźny spacerek po Vallettcie – bardzo ładne miasteczko, fajna architektura, dużo firmowych butików i turystów. Ostatniego dnia część poleciała już do PL (w tym ja) reszta spędziła dzień na plaży w miejscowości Buggiba – dla odmiany piaszczystej, które są rzadkością na wyspie. Podsumowując Malta jest bardzo ciekawą destynacją na wypad, ale myślę, że tydzień wystarczy żeby zobaczyć wszystkie ciekawsze zabytki, poleżeć na plaży i poczuć wyspę. Jej klimat tworzy wiele różnych stylów architektonicznych, mieszanka narodowościowa (dużo imigrantów), nawet język maltański brzmi bardzo arabsko (z informacji od mieszkańców dowiedziałem się, iż Arabi Maltańczyków rozumieją – oni Arabów nie) oraz, albo przede wszystkich – świetne formy skalnego wybrzeża. Zdecydowanie polecam !

Tradycyjnie na koniec kilka zdjęć.

Valletta

Valletta

Azure Window

Marsaxlokk

Blue Grotto


Valletta