czwartek, 21 listopada 2019

Brazylia (+ Francja Maroko, Paragwaj, Argentyna) - 1-17.11.21.2019

Filmy z wyjazdu:







W końcu udało się spełnić jeden z ważniejszych podróżniczych celów - zobaczyć Amerykę Południową, a konkretnie Brazylię (+ przy okazji Paragwaj oraz Argentynę). Tym samym mamy na koncie odwiedzone 6 kontynentów. Dla Gosi stop-over w Casablance jaki zapewniła nam linia lotnicza był jednocześnie możliwością postawienia pierwszy raz stopy na kontynencie afrykańskim. 

Loty odbywały się na pokładzie linii lotniczej Royal Air Maroc. Trasa przelotu jak zwykle skomplikowana: Paryż - Casablanca - Rio De Janeiro - Sao Paulo - Casablanca - Paryż. Do tego doloty do Paryża za pośrednictwem Wizzair (z Poznania) oraz Ryan Air (do Krakowa). Ponadto już w samej Brazylii polecieliśmy do Foz do Iguacu (linia GOL Linhas Aereas) zobaczyć sławne wodospady Iguazu. 

Godziny wylotów wymusiły na nas noclegi w Paryżu (po raz drugi w tym roku), więc zobaczyliśmy to czego ostatnio się nie udało:

- Muzeum w Luwrze 



- Katedra Notre Dame


Centrum Pompidou


Następnego dnia, już w Maroko wybraliśmy się na szybkie zwiedzanie Casablanki.

- Katedra w Casablance (Cathédrale Sacré Coeur) - zapytałem taksówkarza, czy w związku z obecnością katedry w Maroku jest mniejszość chrześcijańska - odpowiedział, że nie ma, ale Casablankę odwiedza dość dużo obcokrajowców (głównie Francuzów robiących interesy),


- Skwer Mohammed V,



- Medina - najstarsza część miasta,




 - Meczet Hassana II,







Pierwszego dnia po przylocie do Rio de Janeiro załatwiliśmy najważniejszą rzecz: zakup lokalnej karty sim. Do galerii handlowej, w której było to możliwe mieliśmy 4 km. Pierwszy raz skorzystaliśmy z Uber-a. Koszt przejazdu 6 BRL (przelicznik walut to z grubsza 1 PLN = 1 BRL). Uber był przez nas wykorzystywany jeszcze wielokrotnie. Wychodził często podobnie jak komunikacja miejska albo niewiele drożej. Pod koniec wyjazdu, już w Rio de Janeiro korzystaliśmy również z opcji "Juntos" czyli przejazdów wspólnych z innymi osobami, były jeszcze połowę tańsze od standardowych taryf. 

Wracając do tematu zakupu karty sim lokalnej sieci, padło na operatora TIM. Okazało się, że w salonie operatora, do którego się udaliśmy nie sprzedają kart sim (!), ale sprzedają obok w sklepie "Home&Video". Kolejny problem - sprzedawczyni twierdziła, że jak kupimy kartę to jej nie zarejestrujemy, bo nie mamy brazylijskiego numer CPF (coś jak PESEL). Rejestracja jest w Brazylii wymagana, inaczej karta przestaje działać po kilku godzinach. Następnie, po kilku minutach rozmowy przez aplikację Translator Google (my nie mówimy po portugalsku, lokalsi po angielsku - z reguły) zaufała mi, że można też zarejestrować na nr paszportu. Kartę zakupiliśmy. Kolejną operacją była wspomniana rejestracja karty sim na dane kupującego. W relacjach w internecie autorzy często piszą, że bez problemu pomogą nam w sklepie, w którym dokonujemy zakupu. Rzeczywiście, Pani w moim imieniu zadzwoniła na infolinię, przy wyborze opcji rejestracji karty okazało się, że wymagana jest wizyta w salonie sieci komórkowej TIM. Wróciliśmy do niego. Oczywiście okazało się, że musi to być salon firmowy, a nie partnerski. Zrezygnowani wróciliśmy do hotelu. Jak zawsze internet pomógł. Można zarejestrować kartę sim on-line, ale jedynie gdy jest się obywatelem Brazylii. Jednocześnie przy wyszukiwaniu informacji trafiłem na stronę z generatorem "tożsamości" i numerów CPF. Tym sposobem udało się zarejestrować kartę sim na nie istniejącą mieszkankę stanu Sao Paulo.

Przy okazji wizyty w galerii handlowej wypłaciliśmy gotówkę z bankomatu. Tutaj wskazówka: na lotnisku wymiana walut jest po bandyckim kursie (prawie 2x wyższym, niż oficjalny), wypłaty z bankomatów obarczone są wysoką prowizją (ok. 30 BRL = 30 zł). W galerii handlowej po sprawdzeniu różnych bankomatów również okazało się, że konieczna jest opłata prowizji w wysokości 20 BRL. W związku z czym polecam wypłatę większej kwoty za jednym razem. Podobno są bankomaty, które nie pobierają prowizji, ale takich nie znalazłem. 
Podczas podróży dwukrotnie wymienialiśmy walutę w kantorze (również należy pytać o prowizję, my wymienialiśmy bez dodatkowych opłat). Najkorzystniej jednak płacić kartą - korzystaliśmy z Revolut-a. Płatności kartą są bardzo powszechne, nawet w przydrożnych stoiskach. 

Tama Itaipu

Właściwą część podróży zaczęliśmy od Foz do Iguacu. Jest to dość duże miasto (280 tyś. mieszkańców) położone przy granicach z Paragwajem oraz Argentyną. Planem na pierwszy dzień było zobaczyć wodospady Iguazu od strony brazylijskiej, a następnie udać się do Paragwaju nad tamę Itaipu. Plan udało się zrealizować "na styk". Ponownie skorzystaliśmy z Ubera, aby dojechać do parku wodospadów Iguazu, później znowu Uberem na granicę brazylijsko-paragwajską. Granica przebiega przez most między Foz, a Ciudad del Este. Tutaj kolejna wskazówka. Nie ma kontroli granicznych, a tym samym możemy przedostać się do Paragwaju nie zaczepiani przez nikogo, dlatego dla własnego bezpieczeństwa (np. kontrola policji, przypadkowa kontrola przy powrocie do Brazylii) należy się udać do budynków służby imigracyjnej i poprosić o wbicie pieczątek. Od granicy jest około 1 km do miejskiego dworca autobusowego (Terminal Bus Urbano). Po drodze w kantorze/banku należy wymienić kilka reali brazylijskich (można też dolary, euro) na lokalną walutę guarani. My dokonaliśmy wymiany w Alberdi Cambios przy samym dworcu. Aby dojechać do Itaipu należy wsiąść do autobusu jadącego do Hernandaríaz i powiedzieć kierowcy, aby wysadził nas przy tamie. Następnie idziemy drogą "w prawo" - czyli nie tą, którą pojedzie dalej autobus - jakieś 400 m. Tak dotrzemy do centrum zwiedzania tamy (w mapach Google: Centro de Recepción de Visitas ITAIPU). 

Zwiedzanie zaczyna się od 20 minutowego filmu. Następnie wsiadamy do autobusu, który obwozi nas po tamie z 1 punktem widokowym (co ciekawe znowu przejeżdżamy na stronę Brazylii). Całość trwa około godziny i jest bezpłatna. Istnieje również możliwość zwiedzania po stronie brazylijskiej, tym razem za opłatą.

Tama ma 9 km długości, jest zbudowana na rzece Parana. Zapewnia 90% energii Paragwaju i 15% energii Brazylii. 





Sam Paragwaj sprawił na nas wrażenie kraju bardziej pasującego do Azji, bardziej nieodkrytego, nieoczywistego. Nawet autobusy są zaskakujące: 






Wodospady Iguazu

Brazylia: 

Czas zwiedzania to około dwóch godzin, wstęp w przeliczeniu 80 zł (czyli właściwie tyle samo co po stronie argentyńskiej). Zwiedzanie zaczynamy od punktu, z którego jest najlepszy widok na wodospady. Następnie ścieżką w dół docieramy do kładki, na której cały czas jest tłok - tu znajduje się centrum najbardziej widowiskowego wodospadu - Garganta del Diablo ("Gardło Diabła"). W tym miejscu przydają się peleryny wodoodporne. Energia spadającej wody jest tak duża, że cały czas "pada deszcz", tyle że nie tylko od góry, ale też z boku :)

Zgodnie ze wszystkimi relacjami dostępnymi w internecie, jeżeli czas pozwala tylko na 1-dniowe zwiedzanie to koniecznie należy wybrać stronę argentyńską. Pewnie dało by się zobaczyć obie strony, ale to wymagałoby wynajęcia prywatnej taksówki, która przewiezie nas przez granicę. Potwierdzam również opinię, że zwiedzanie należy zacząć od strony brazylijskiej, bo inaczej można być zawiedzionym - druga strona oferuje znacznie więcej. Wodospady robią niesamowite wrażenie. Nigdy nie byliśmy w miejscu gdzie widać, a nawet czuć (pionowy deszcz) w tak dużym stopniu potężne siły natury. Podobno wodospady najlepiej zwiedzać na początku pory deszczowej (czyli w tym samym okresie kiedy my byliśmy). W porze suchej wody jest mniej, kilkadziesiąt lat temu nawet całkowicie przestała płynąć.











Na powyższym zdjęciu widać punkt widokowy od strony argentyńskiej.






Argentyna:

Dojazd jest znacznie bardziej skomplikowany i zajmuje około 1,5-2 godzin. Z Foz do Iguacu ruszamy autobusem (przystanek międzynarodowy jest na ulicy przylegającej od północy do dworca miejskiego - Terminal de Transporte Urbano - Pedro Antonio de Nadai) do Puerto Iguacu. Koszt przejazdu 12 BRL w jedną stronę. Na granicy ponownie musimy poinformować kierowcę, że chcemy  się zatrzymać i iść do kontroli imigracyjnej, on to zrobi i... odjedzie. Jednak wcześniej wypisze nam bilet, z którym po wbiciu pieczątek do paszportu wracamy na przystanek i czekamy na kolejny autobus, około pół godziny. Kolejny autobus zatrzymuje się przy kontroli imigracyjnej argentyńskiej i tym razem czeka na pasażerów, z którymi dojeżdża na dworzec (między granicami jest jakieś 2-3 km odległości, ale prawdopodobnie nie wolno chodzić tam pieszo).  Na dworcu wsiadamy do kolejnego autobusu (20 BRL w jedną stronę) np. linii Rio Uruguay i po około pół godziny jazdy dojedziemy do wejścia do parku narodowego. 
Przy granicy już po stronie argentyńskiej stoją taksówkarze i podejrzewam, że w cenie autobusu można dojechać i wrócić oszczędzając przy tym pewnie z godzinę. 

Na zwiedzanie wodospadów tym razem trzeba poświęcić około 5-6 godzin (oczywiście można mniej/więcej). W parku są 3 główne szlaki: 1 - do wodospadu Gardło Diabła, który w większości pokonuje się kolejką szynową, 2 - szlak górny, którym idziemy nad wodospadami, 3 - szlak dolny którym idziemy pod wodospadami. Każdym z nich warto przejść. Po tej stronie mamy możliwość zobaczyć kilka mniejszych wodospadów (cały system liczy ich 270) oraz przedstawicieli fauny w postaci: koati, małpki, krokodyle, tukany, iguany, sumy w rzece Iguazu... Kolejny raz można zostać oszołomionym potęgą natury i wspaniałą przyrodą ożywioną. 






























Do parku dotarliśmy około godziny 12:00, wyszliśmy po 18:00 i od razu pojechaliśmy do Puerto Iguazu. Cele mieliśmy dwa, przejść do punktu widokowego Tres Fronteras oraz zjeść argentyńskie empanady (rodzaj pieczonego pieroga). Do punktu widokowego doszliśmy w około 40 minut.

Po lewej Paragwaj, po prawej Brazylia, a my stoimy w Argentynie.

Brazylia.

Empanady zjedliśmy w typowej lokalnej knajpce, gdzie oprócz lokalsów spotkaliśmy również Polkę. Następnie znowu z dworca ruszyliśmy w podróż powrotną do Brazylii. Tym razem kierowca zatrzymywał się przy obydwu punktach imigracyjnych.

Dzień następny to lot powrotny do Rio de Janeiro, wynajęcie samochodu oraz przejazd 240 km (prawie 5h jazdy) do kolonialnego miasteczka Paraty.

Samochody w Brazylii to też ciekawy temat. Są tutaj produkowane modele, których nie ma w Europie, albo były produkowane, ale kilka(naście) lat temu. My dostaliśmy Volkswagena Voyage, przypominał VW Vento sprzedawanego w Polsce w latach 90-tych. Jeżdżą również m.in. VW Gol (Golf IV generacji), Fiat Uno (u nas produkowany pewnie do 2000 roku). Samochody wyposażone w silniki benzynowe można również tankować etanolem, który jest ok. 25% tańszy od benzyny. Jednak specyfika tego paliwa jest taka, że w trasie auto może go spalać nawet 30% więcej i wtedy interes przestaje być opłacalny, natomiast w mieście zużycie jest niewiele większe (10%). 

Paraty

Miasteczko zostało założone w 1667 roku przez Portugalczyków. W miasteczku znajdował się port, z którego transportowane było złoto wydobywane w rejonie Rio de Janeiro. Drogi w starej części miasta wyłożone są wielkimi kamieniami, które były przewożone z Portugalii jako obciążenie statków. 
Niestety listopad to okres, kiedy zaczyna się pora deszczowa i można trafić na dni zarówno słoneczne jak i deszczowe. W naszym przypadku były raczej deszczowe (padało głównie w nocy i rano), niebo było zakryte chmurami. Nie przeszkodziło to jednak w plażowaniu, zobaczeniu wodospadu w środku dżungli, czy odwiedzenia tradycyjnej destylarni produkującej kaczasę, bimber z trzciny cukrowej.


















Kaczasa w puszce oraz wódka, której u nas nie da się kupić :) Warto zwrócić uwagę na cenę, 9,15 RBL = ok. 9 zł za 1L. 


















Plaże w okolicy Trindade - miasteczka położonego około 20 km od Paraty. 
























Wodospad Toboga. Oprócz tego, że jest położony w środku dżungli, słynie ze śliskich skał, które służą za rodzaj ślizgawki (zapraszam do filmiku). 







Przykład surfingu na bosych stopach.

Miasteczko Mambucaba (Vila Histórica de Mambucaba),



Po kilku dniach odpoczynku wróciliśmy do Rio de Janeiro. Dlaczego Rio zostało na koniec? Naczytaliśmy się w internecie, że jest to dość niebezpieczne miasto, w związku z czym chcieliśmy się "zaprawić w boju" zwiedzając inne rejony. Jak się okazało - zupełnie niepotrzebnie. W mojej opinii - Rio de Janeiro jest bezpiecznym miastem. Ok, można zobaczyć śpiących bezdomnych na ulicach, w metrze wszyscy trzymają plecaki i torby przed sobą. Nie jest jednak tak, że idąc po ulicy prawie na pewno zostaniemy napadnięci i okradzeni. Po pierwsze, Brazylijczycy to mieszanka różnych kultur, ras (naród tworzą potomkowie rdzennych mieszkańców - Indian, czarnoskórzy potomkowie niewolników sprowadzanych z Afryki, oczywiście potomkowie pierwszych osadników - Portugalczyków oraz imigranci z Europy Środkowej i Zachodniej, m.in. Polacy, Niemcy, Włosi), więc kolorem skóry się nie wyróżnimy tak jak np. w Afryce. Pozostaje nie obnosić się odzieżą markową, biżuterią i sprzętem fotograficznym (to nie znaczy, że nie wolno robić zdjęć, wszędzie gdzie chcieliśmy to je zrobiliśmy, a następnie aparat lądował w plecaku), kamerki praktycznie nie chowałem, telefon też wyciągałem swobodnie na ulicy. Dodam, że mieszkaliśmy praktycznie w centrum, w dzielnicy Lapa (w internecie są opisy, że po fawelach to najniebezpieczniejszy rejon). Po mieście poruszaliśmy się zarówno w dzień jak i w nocy. Nocne życie Rio de Janeiro to temat na film. Co prawda tylko jednego dnia ruszyliśmy "w miasto", ale to co się działo na ulicach trochę nas zaszokowało. Co kilkanaście metrów są stoiska: z drinkami - caipirinhą (kaczasa + sok z limonki + cukier trzcinowy + lód), piwem, streetfoodem. Przy stoiskach często urzędował DJ, a ludzie obok tańczyli. 



Po Rio de Janeiro poruszaliśmy się samochodem (prowadzić tam to było wyzwanie!), Uberem i autostopem (tylko przy powrocie z Jezusa Odkupiciela, żaden Uber nie chciał podjechać). 

Fawele

Nie planowaliśmy wizyty w dzielnicach biedy. Jednak odbierając auto z wypożyczalni i ufając nawigacji, od przejazdu właśnie przez fawele zaczęliśmy naszą podróż.







Escadaria Selaron

Jeden z symboli miasta. Dzieło stworzone przez Chilijczyka - Jorge Selarona, który zaczął przyozdabiać schody przy swoim domu. Robił to przez kilkanaście lat, aż do swojej śmierci. Warto zapoznać się z jego historią https://en.wikipedia.org/wiki/Escadaria_Selar%C3%B3n. W skrócie, przez kilka lat podróżował, szukał swojego miejsca na świecie, ale koniecznie musiały być tam kobiety rasy kreolskiej - tak trafił do Rio. Żył z malowania, głównym motywem była ciemnoskóra kobieta w ciąży (sprzedał ponad 25 000 swoich obrazów). Jego ciało ze śladami podpalenia zostało w 2013 roku znalezione właśnie na tych schodach. Istnieją różne teorie - że było to samobójstwo, lub że został zamordowany przez swojego współpracownika, który zazdrościł mu rozpoznawalności i dorobku. 
Schody są pokryte płytkami ceramicznymi z całego świata. Przy dolnej części schodów zamontowane zostały również wanny, pełniące rolę dekoracji. 





Marakana

Historyczny stadion, to na nim został ustanowiony rekord świata wa ilości widzów (blisko 200 000 widzów na finale Mistrzostw Świata w 1950 roku, Brazylia - Urugwaj 1:3), przebudowany z okazji Mistrzostw Świata w Brazylii w 2014 roku. Właściciel hotelu w Paraty, przy pytaniu co powinniśmy zobaczyć w Rio, jako jeden z celów wskazał mecz Flamengo CF (najpopularniejsza drużyna w całej Ameryce Południowej). Jak się okazało w czasie naszego pobytu odbywał się mecz - derby - pomiędzy Flamengo CF, a Vasco da Gama. Więc zamiast specjalnie zwiedzać stadion, wybraliśmy się na mecz. 
Ceny biletów zaczynały się od 120 RBL. Jednak na mecze Flamengo jest je bardzo trudno kupić (momentalnie się wyprzedają). Jedną z opcji jest skorzystanie z lokalnej agencji turystycznej. Tak też planowaliśmy zrobić, jednak okazało się, że "zdzierają" - 270 RBL. Wracając do Rio z Paraty pojechaliśmy pod stadion sprawdzić, czy rzeczywiście nie ma biletów i czy jedyną opcją jest zakup przez agencję. Biletów dla kibiców Flamengo rzeczywiście nie było, ale sprzedawca w kasie powiedział, że możemy iść na sektor kibiców Vasco. Bilety będą dostępne na 2h przed meczem lub można jechać na stadion Vasco i tam kupić - tak też zrobiliśmy. Tym sposobem nie dość, że byliśmy na meczu to jeszcze sektorze gości.
Sam mecz był bardzo efektowny, wynik 4:4, gra bardzo szybka, dużo sztuczek technicznych, mniejsze skupienie na obronie. W składzie Flamengo grali m.in. Rafinha (ostatnio grał w Bayernie Monachium), czy Felipe Luis (z Atletico Madryt), oraz Yago Pikachu :) Oczywiście doping był bardzo żywiołowy, stadion żył meczem. Po każdym golu w górę leciały plastikowe kubki z piwem (tak, można kupić normalne piwo na stadionie) ochlapując ludzi - to chyba jakaś tradycja bo widziałem, że dużo kibiców kupuje od razu dwa piwa. Kolejną różnicą jest mentalność ludzi. W czasie meczu kibice obydwóch drużyn ciągle się wyzywały, natomiast po meczu razem siedzieli w pubach w koszulkach przeciwnych drużyn. 







Parque Lage - park położony u stóp Corcovado (góra na której stoi pomnik Chrystusa Odkupiciela) z bardzo fotogeniczną kawiarnią. W parku zaczyna się szlak, którym można dojść pieszo pod pomnik. 



Katedra Św. Sebastiana - wyróżnia ją niecodzienna architektura.



Bulwar Olimpijski z Muzeum Jutra (rodzaj wystawy dotyczącej przyszłości, ekologii itp.) oraz muralami Etnias. Cały rejon został zrewitalizowany z okazji Igrzysk Olimpijskich. 





Plaże - Copacabana oraz Ipanema. Pierwsza chyba ma bardziej znaną nazwę, druga jest wg. mnie ładniejsza. Obie są bardzo szerokie, pokryte drobniutkim piaskiem. Pełno jest na nich boisk do siatkówki, piłki nożne czy tenisa plażowego. W czasie naszego pobytu były duże fale, a co za tym idzie można było zobaczyć surferów.

Copacabana. 




Ipanema.




Corcovado - pomnik Chrystusa Odkupiciela. Symbol Rio de Janeiro oraz jeden z 7 Cudów Świata. Z bliska nie robi jakiegoś potężnego wrażenia, natomiast góruje nad całym miastem i często jest tak, że góra na której stoi jest w chmurach, a ponad nimi wyłania się pomnik, widok fantastyczny ! Poza tym bardzo dużo turystów i w szczycie sezonu wielogodzinne kolejki. Będąc pod Chrystusem można podziwiać widok na całe Rio. 
Tutaj kolejna wskazówka, można tam dojść pieszo (podobno 1,5 h trekkingu z Parque Lage - zrezygnowaliśmy z powodu internetowych opisów, że szlak jest niebezpieczny - można zostać napadniętym - ale pewnie to również przesadzone informacje), kolejką, busami z kilku miejsc w Rio oraz (tak jak my) Uberem. Samo wejście pod pomnik kosztuje 32 RBL, natomiast  z wjazdem 72 RBL, wiec zwyczajnie bardziej się opłaca wjechać Uberem. Problem mieliśmy z powrotem, trzy kolejne zamówione auta anulowany nam kurs. Zaczęliśmy schodzić w dół i zobaczyliśmy, że napotkana para wsiada do samochodu, zapytałem czy czasem nie podwiozą nas kawałek i tym samym złapaliśmy autostopa (przyznam się, że pierwszy w moim życiu). Para była z Argentyny, na tylnim siedzeniu jechał z nami ich synek (miał pewnie z rok) i zawieźli nas do samego centrum :) 
Przy dotarciu na wzgórze na pewno zostaniemy zagadany przez miejscowych z ofertą wejścia (a właściwie wyjazdu) pod pomnik bez kolejki za 100 RBL (nam mówili, że jest 2 godziny czekania). Nie warto korzystać z ich oferty. Okazało się, że czas oczekiwania wynosił 20 minut.






Po lewej Maracana. 

Ostatnim miejscem, które opiszę (ale chyba najważniejszym do zobaczenia) jest wzgórze Głowa Cukru - Pao de Acucar. Dotrzeć na szczyt można wyłącznie kolejką linową (jest również jedna stacja pośrednia, do niej można dojść pieszo - ale podobno koszt wjazdu jest taki sam). Jest to również najdroższa atrakcja jaką przyszło nam zwiedzać. Wstęp wynosi 104 RBL (ulgowe 52 RBL, warto spróbować takie bilety kupić, w kasie nie zgodzili się sprzedać Gosi biletu ulgowego na kartę Euro>30, ale powiedzieli, że możemy kupić bilety ulgowe w automacie, tak zrobiliśmy, przy wejściu jedynie robione jest zdjęcie biletu leżącego na dokumencie, który uprawnia do zniżki; miałem wrażenie, że jakikolwiek dokument byśmy okazali byłoby ok). 
Z szczytu góry jest najlepszy widok na miasto, zapiera dech w piersiach, szczególnie gdy na niebie jest trochę chmur i góruje nad nimi pomnik Chrystusa. Przy środkowej stacji jest również widowisko helikopterów, za jedyne 2000 RBL (na 4 osoby, każda kolejna +500 RBL) można polecieć nad miasto, z moich obserwacji wynika że lot trwa około 5 minut. Bardzo widowiskowe są starty helikoptera. Ponadto w parku otaczającym góry żyją kapucynki. 

















Brazylia to piękny i różnorodny kraj. Można się zachwycić naturą, różnorodnością, ogólnym luzem mieszkańców, czy samym miastem Rio de Janeiro. Nic dziwnego, że mówi się tam, iż Bóg stworzył świat w 6 dni, a 7 dzień przeznaczył na Rio. Drugą popularna sentencja (szczególnie w Sao Paulo - centrum biznesu) brzmi, że Chrystus Odkupiciel zacznie klaskać, gdy mieszkańcy Rio de Janeiro wezmą się do roboty :)
Mam nadzieję, że nie jest to nasza ostatnia wizyta w Ameryce Południowej.