niedziela, 13 listopada 2016

Iran - 3-10.11.2016

Film:

Kilka miesięcy temu na popularnym portalu http://www.fly4free.pl pojawiła się informacja o tanich lotach z Białorusi do Teheranu. Iran od dłuższego czasu mnie bardzo ciekawił, czytałem różne relacje z tego kraju, docierały do mnie opowieści ludzi, którzy tam byli. Poza tym w głowie ciągle miałem chyba jeden z najbardziej znanych murali na świecie:

Płot byłej ambasady USA w Teheranie.

Jednak po analizie trudności związanych z wyjazdem do Białorusi (konieczna wiza, nawet tranzytowa - którą trzeba załatwić przed wyjazdem) - zrezygnowałem. Kilka tygodni później pojawiły się tanie loty liniami Azerbaijan Airlines z Kijowa do Teheranu. Związane jest to z dość dużą inflacją panująca w tym kraju. Koszt lotu w obie strony z przesiadką w Baku - 400 zł. Decyzja podjęta w kilka chwil - lecimy. Szczerze mówiąc - mogłem poczekać 1 dzień, w tej samej cenie były loty z Lwowa (który bardziej chciałem odwiedzić niż Kijów). Finalnie zebrała się grupa 7 osób.

Termin całego wyjazdu 1-12.11.2016, z tego 3 dni w Kijowie. Dolot do Kijowa za około 150 zł z Katowic zapewniła linia Wizzair, noclegi w Kijowie zabookowałem przez Airbnb oraz Booking.com. Kijów jest całkiem ładnym miastem, szczególnie centrum. Jedynie Majdan Niepodległości okazał się jakiś taki mały. Na uwagę na pewno zasługują ceny, porównując Warszawę do Kijowa myślę, że jest ok 3-4 razy taniej (np. przejazd metro jest ponad 10x tańszy). Do Ukrainy na pewno wrócę jeszcze nie raz.

Majdan Niepodległości w tle.






Lot przez Baku przebiegł bez problemów. Żałuję tylko, że nie zaplanowałem tak lotów, żeby mieć tam chociaż kilka godzin. Kilka tygodni temu rząd Azerbejdżanu obniżył wymagania i ceny wizowe.
Na lotnisku w Teheranie sprawy wizowe zajmują dość dużo czasu, nam wszystko zajęło około 2 godzin. W różnych relacjach jest informacja, że trzeba mieć ze sobą zdjęcie paszportowe - jest to nieprawda. Zdjęcie jest skanowane z paszportu. Koszt wizy - 75 euro. Koniecznie trzeba posiadać rezerwację hotelową, bądź adres znajomego na pierwszą noc - wpisuje się to we wniosku wizowym. Następnie zostaliśmy poinformowani, że trzeba wykupić ubezpieczenie - koszt 16 usd. Większość z nas posiadało ubezpieczenie Euro-26, które teoretycznie obejmuje cały świat. Przed wyjazdem dopytaliśmy w firmie, które zajmuje się dystrybucją , czy obejmuje również Iran - zostaliśmy zapewnieni, że tak. Dodatkowo otrzymaliśmy certyfikaty z odręcznie napisaną informacją "wiza obejmuje Iran" i pieczątką. Niestety, człowiek na granicy stwierdził, że informacja, że ubezpieczenie obejmuje również ich kraj musi być napisana "maszynowo", oraz, że musimy mieć ubezpieczenie podczas kontroli celnej (oczywiście nikt się tym nie interesował). Kontrola celna przebiegła bez problemu, zostaliśmy wpuszczeni do Iranu. Co ciekawe większość z nas otrzymała wizy 30 dniowe, jedna osoba 25 dniową.

Kolejnym krokiem była wymiana waluty, zgodnie z zaleceniami udaliśmy się na górę do hali odlotów. Na irańską walutę najlepiej mieć osobną saszetę, plik rialów, który otrzymałem z wymiany 200 dolarów miał jakieś 5 cm grubości (1 usd ~ 36 000 rial).

Po wszystkich formalnościach, jako że było około 2 w nocy, poszliśmy na taksówkę, którą dosyć szybko znaleźliśmy przed lotniskiem. Cena pod wskazany adres 750 000 rial (czyli blisko 90 zł za 60 km). Koniecznie należy się targować. A propos targowania - w wielu relacjach można znaleźć informację o specyficznym sposobie dokonywania płatności, gdzie sprzedawca niejako odmawia przyjęcia zapłaty i dopiero za którymś powtórzeniem ją przyjmuje - nie uświadczyliśmy nic takiego, należy się targować przed kursem/zakupem.

W Teheranie mieliśmy rezerwację e-mailową w Mashhad Hostel, #388 Amir Kabir Street, Opposite Seraj Mosque, (mashhadhostel@yahoo.com) - można znaleźć o nim niezłe opinie, jest również w liście hoteli na Wikitravel. Na miejscu okazało się, że właściciel zapomniał o nas i nie było miejsc. W związku z tym zaprowadził nas do innego "good hotel". To chyba było najgorsze miejsce w jakim spałem. Gdyby nie było bardzo późno w nocy, na pewno byśmy poszukali innego lokum. Nawet niska cena około 7 usd za osobę nie rekompensowała tego miejsca. Jedyny plus to było śniadanie za około 5 zł składające się z omletu z pomidorami, chleba i słodkiej herbaty (co później jadłem jeszcze kilka razy).

Teheran zgodnie z oczekiwaniami nie jest zbyt interesującym miastem. Pierwszym miejscem do którego pojechaliśmy był dworzec południowy, w celu zakupu biletów nocnych do Shirazu. Wybraliśmy autobus VIP za 480 000 riali, w cenie był lekki posiłek (kurczak + ryż). Autobusy VIP charakteryzują się wygodnymi fotelami, które rozkładają się prawie do pozycji leżącej oraz dużą ilością miejsca (w autobusie jest na oko 20-25 miejsc). Generalnie standard, którego nie spotkałem nigdzie indziej na świecie. 12-godzinna podróż przebiegła lepiej niż się spodziewaliśmy.





Wracając do Teheranu, zobaczyliśmy pałac Golestan:



Następnie pospacerowaliśmy przez Grand Bazaar, gdzie można kupić różne rzeczy poprzez przyprawy, odzież czy dywany. Wybraliśmy się jeszcze zobaczyć wspomnianą byłą ambasadę USA, gdzie największą atrakcją są murale oraz wystawa posterów.










Jak widać z USA im ciągle nie po drodze.

Na koniec podjechaliśmy pod Azadi Tower:




Można oczywiście zobaczyć jeszcze kilka innych atrakcji, ale w mojej opinii szkoda czasu i jednogłośnie ustaliliśmy, że do Teheranu już nie wracamy. Tym bardziej, że z Isfahanu można jechać autobusem bezpośrednio na lotnisko.

Nasza trasa po Iranie wyglądała tak:


Łącznie z wycieczką w okolicach Yazd pokonaliśmy około 2500 km - całkiem dużo jak na 7-dniowy pobyt.

Następnym punktem pobytu był Sziraz, nasz najbardziej na południe wysunięty punkt wyprawy.
Pierwszą różnicą była pogoda. W ciągu dnia temperatura dochodziła do 28 stopni, w nocy spadała do około 5-8 (w Teheranie było zimniej w dzień, ale cieplej w nocy). W Szirazie spędziliśmy jeden dzień. Myślę, że jest to wystarczający czas, żeby zobaczyć największy powód do udania sie w te rejony - Persepolis. Jest to "must see" w Iranie: lokalizacja, historia, wygląd - robi wrażenie.













W samym Sziraz jest również kilka istotnych miejsc do zobaczenia:





Twierdza Kharim Khan


Eram Garden

W tym miejscu kilka słów o ogrodach. W przewodnikach i relacjach wielokrotnie można się spotkać z informacją o ogrodzie wartym odwiedzenia. Ja uważam, że nie warto, a na pewno nie w listopadzie. Ogrody są jakieś takie podniszczone, prowadzone są różnego rodzaju prace. Ponadto trzeba zapłacić wstęp 80 000-150 000 rial.


Vakil Mosque - nie byliśmy w środku, gdyż jakoś nie wyglądał zachęcająco












Shah-e-Cheragh Shrine








 Nasir al-Mulk Mosque

Kolejnym punktem wyjazdu było miasto położone na pustyni - Jazd. Słynne z bardzo ładnego starego miasta. Ich cechą charakterystyczną jest budulec - mieszanka gliny i słomy - powoduje to znakomity efekt. W Jazd występowały też największe różnice temperatur od ok 3 stopni w nocy do blisko 30 w dzień. Mimo tak wysokich temperatur w dzień nie odczuwało się upału, za sprawą niskiej wilgotności (w okolicach 40%). Planowaliśmy tam zostać jedną noc, a 2-3 spędzić w Isfahanie, jednak po przyjeździe zdecydowaliśmy się zostać tam 3 noce. Również dlatego, że na miejscu okazało się, że za relatywnie niską cenę można wynająć busa/taxi, którym pojedziemy na kilkugodzinną wycieczkę po okolicy (Czak-Czak, Kharanagh, Meybod).


Jame Mosque of Yazd






Stare miasto



Ogród Dowlat Abad.



Amir Chakhmagh.

Kolejne zdjęcia pochodzą z wspomnianej wycieczki objazdowej po okolicach Jazd. Naprawdę warto.





 Kharanagh - opuszczone miasto.




Czak-Czak - święte miejsce Zoroastrian (pradawna religia wyznawców ognia).

Sama świątynia w Czak-Czak nie powala, natomiast droga przez pustynię oraz widoki są niepowtarzalne.
Ostatnim miejscem odwiedzonym podczas wycieczki objazdowej jest miasteczko Meybod. Są tam takie cuda jak pradawna lodówka (budynek z grubymi ścianami), duży gołębnik (w ten sposób zdobywano nawóz) czy pradawna twierdza. Tutaj chciałbym zaznaczyć, że nie wszędzie warto na siłę wchodzić i płacić za wstęp. My weszliśmy jedynie do twierdzy. Gołębnik i lodówkę odpuściliśmy. Poniżej kilka zdjęć:


Lodówka.




Gołębnik.

Ostatnim punktem w Iranie było miasto Isfahan. Zachwalane jako jedno z najpiękniejszych na świecie - to przesada. Mają za to rzeczywiście ogromny plac Naqsh-e Jahan Square - podobno drugi co do wielkości na świecie po placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie. Samo miasto widać, że znacznie bardziej nowoczesne od Szirazu czy Jazdu, na pewno też bardziej uporządkowane i mniej zatłoczone od Teheranu, ale czy jest sens spędzać tam kilka dni ? W mojej ocenie nie. My spędziliśmy tam ostatnią noc i patrząc z perspektywy całego wyjazdu była to dobra decyzja.


Most Khaju











Naqsh-e Jahan Square

Kolejny meczet, którego nazwy nie pamiętam.

Drugi most Joubi na wyschniętej rzece.

Podsumowując - Iran jest pięknym, bardzo ciekawym krajem, a przede wszystkim bezpiecznym. W mediach lansowany jest jako kraj, gdzie w każdej chwili może wybuchnąć wojna, a na każdym kroku można spotkać terrorystów. Podczas naszego wyjazdu ani przez chwilę nie czuliśmy się niebezpiecznie. Trzeba oczywiście pamiętać, aby uszanować ich religię i tradycję (chusty na głowach u kobiet, koniecznie długie spodnie, przyzwoite zachowanie). Należy również pamiętać, że w Iranie zakazane jest spożycie alkoholu (import i eksport też). Jest on do zdobycia, można go kupić (oczywiście nielegalnie) np. w Isfahanie w dzielnicy ormiańskiej (tak, w tak niebezpiecznym, muzułmańskim kraju z prawem szariatu spokojnie żyją sobie przedstawiciele mniejszości religijnych, mało tego, mają nawet cztery kościoły chrześcijańskie w Isfahanie).

Na koniec foto-relacji kilka przydatnych informacji.
Noclegi we wszystkich miastach znajdowaliśmy na miejscu, częściowo sugerowaliśmy się przewodnikiem Lonley Planet, ale chyba tylko raz skorzystaliśmy z rekomendowanego przez nich hotelu - pozostałe były albo drogie (wpływ reklamy w przewodniku), zajęte albo znaleźliśmy sami lepsze miejsce. Generalnie noclegi znajdują się dość szybko, a w Jazd nocleg sam znalazł nas.
Jak wiadomo w Iranie panuje cenzura, w tym poblokowane są zachodnie, gorszące serwisy internetowe (np. Facebook) - w związku z tym trzeba mieć dostęp do VPN. My korzystaliśmy z aplikacji na telefon Opera VPN mimo, że aplikacja często traciła połączenie, dało radę wrzucić fotkę na Instagram :)

Jedzenie to głównie kebab w różnych postaciach (kebab w ich rozumieniu to nie kawałki mięsa w bułce tylko podłużne grillowanego mięsa) podawany z ryżem, grillowanym pomidorem i cebulą. Oprócz tego tradycyjne irańskie dania to różnego rodzaju gulasze czy klopsy. Oczywiście można również znaleźć dania typu pizza czy hamburger. Na pewno warto spróbować słodyczy oraz pistacji (Iran jest ich największym producentem na świecie). Wszechobecna jest mocna herbata, często przesłodzona (ciekawym zwyczajem jest jedzenie kostek cukru i popijanie ich wspomnianą herbatą).

Ludzie są bardzo pomocni, chcą rozmawiać (chociaż słabo znają angielski) - co chwilę słyszałem welcome in Iran. Na sam koniec podróży pan z fotografii poniżej rozmawiał z nami przez blisko godzinę, odpowiadał na pytania jak się żyje w kraju z ograniczeniami religijnymi, jak było przed rewolucją religijną, na temat różnic między szyitami i sunnitami. Na koniec rozmowy podszedł do kierowcy, wytłumaczył mu, że chcemy się dostać na lotnisko oraz poinstruował innego, aby dopilnował kierowcy. W ten sposób autobus zjechał z autostrady i z wszystkimi pasażerami podjechał specjalnie pod terminal, żebyśmy nie musieli brać taksówki z autostrady i bezpiecznie dotarli do końca podróży.


Cała grupka.




1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń