piątek, 19 sierpnia 2016

Half-World Trip: Etiopia - 23.06.2016

Wracając do Rzymu etiopskimi liniami lotniczymi Ethiopian Airlines mieliśmy 18h przestój w stolicy Addis Abeba. W związku z tym linia lotnicza zapewniła nam hotel, pełne wyżywienie, a nawet wizę (normalna cena - 50 euro). 

Po dojeździe do hotelu, każdy poszedł na 2h drzemki (lot odbywał się w nocy), a następnie wynajęliśmy dwie taksówki, które obwiozły nas po mieście. Pierwszym przystankiem był największy targ w Afryce - Merkato (co oczywiście oznacza targ). Można tam kupić wszystko, zarówno odzież, przyprawy, jak i stal. Jest on podzielony na sekcje. Wchodząc w sekcję metalurgiczną można poczuć się jak w innej epoce. 










Parking.


Po Merkato zostaliśmy zawiezieni pod pomnik Lion of Zion.



Ostatnim interesującym miejscem było Muzeum Narodowe ze szczątkami Lucy - pierwszego człowieka. Szczerze mówiąc, ani muzeum, ani szczątki nie robią wrażenia.

Lucy.







Po południu część osób poszła odsypiać. Ja natomiast z Ernestem poszliśmy się przejść po okolicy. Suma sumarum nie było tam nic ciekawego. Więc stwierdziliśmy że wejdziemy do sklepu, zobaczymy co mają, jaki ceny i najwyżej wrócimy do hotelu - co uczyniliśmy. Naszą uwagę zwróciły lokalne piwa. Zapytaliśmy o cenę - w przeliczeniu około 8 zł (!). Ekspedientka widząc naszą konsternację zapytała czy mamy butelki (ciekawe skąd?). Okazało się, że cena butelki to około 6,5 zł. Po negocjacjach uzyskaliśmy zgodę na wypicie piwa na miejscu. Generalnie zauważyliśmy, że towary importowane typu Snickers, czy Pampersy mają bardzo wysokie ceny, natomiast towary lokalne bardzo niskie.
Mijając fryzjera Ernest stwierdził, że pasuje mu się obciąć. Cała operacja trwała około godziny - chyba pierwszy raz mieli do czynienia z rudymi włosami :)
Wracając wstąpiliśmy do sklepu, w którym byliśmy już przed fryzjerem. Przeliczyliśmy fundusze - kupiliśmy po dwa opakowania kawy (Etiopia jest największym producentem kawy na świecie), a resztę postanowiliśmy przeznaczyć na piwo :) Pan ochroniarz postawił nam po krzesełku przed sklepem i odganiał dzieci oraz żebraków. Po kilku minutach dwóch lokalnych mieszkańców się nami zainteresowało i zaczęliśmy dyskusje o naszych krajach. Z ciekawszych sytuacji, jak zapytałem jakie mają tutaj dzikie zwierzęta - pokazano mi zdjęcie lisa. Duża była konsternacja naszych rozmówców, gdy pokazaliśmy im, że w Polsce również mamy lisy. Następne pojedynki to ich góry vs Tatry, ich tańce ludowe vs nasze tańce góralskie. Summa summarum Polska ich bardzo zainteresowała i będą chcieli ja odwiedzić. Szczególnie jeden z nich był zainteresowany, gdyż planuje wyjazd do rodziny w Szwecji i chce przy okazji zwiedzić Europę. Gdy już wydaliśmy wszystkie drobne jakie nam zostały, podziękowaliśmy za towarzystwo. W rewanżu nasi rozmówcy postawili nam po jeszcze jednym piwie :) Na tym był koniec, po czym wróciliśmy do hotelu na kolację. 

Lokalne piwo. 

Ernest u fryzjera.

Przed sklepem z ochroną :)


Wieczór spędziliśmy na ostatecznym pakowaniu. Wieczorem mieliśmy lot do Rzymu, gdzie się rozdzieliliśmy, ja poleciałem do Warszawy, reszta do Berlina.


Etiopia to bardzo ciekawy kraj. Nigdy nie był kolonią, więc nie widać tutaj wpływów krajów takich jak Portugalia, Hiszpania czy Francja. Widać również, że teraz bardzo szybko się rozwija, cała stolica to jeden wielki plac budowy. Na pewno jest to również jeden z bezpieczniejszych krajów w regionie (o co nie trudno jak się graniczy z Somalią). 

Cała podróż to było moje pierwsze spotkanie z taką prawdziwą czarną Afryką. Odwiedziliśmy zarówno najnowocześniejszy kraj - RPA, jak i jeden z bardziej zacofanych - Suazi. Etiopia jest gdzieś po środku. Oby więcej takich okazji lotniczych !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz