Poniższy wpis został przygotwany specjalnie na konkurs "Paragony z podróży" - http://www.paragonzpodrozy.pl/ oraz portalu Fly4free i Scandjet: http://www.fly4free.pl/konkurs-rozdajemy-bilety-lotnicze-do-chorwacji/.
---
Gdzie: Maroko (Tangier – Marakesz – Essauira – Marakesz –
Cascades D’Ozoud - Fez)
Kiedy: kwiecień 2011, 7 dni
Odległość: ( w sumie ok. 8 500 km, w samym Maroko: ~1500
km – autobus, bus, taksówka, piechota)
Waluta: 1 MAD (dirhama) = 0,38 zł
Koszty na 1 osobę:
700 zł (koszty stałe: lot, przejazdy, noclegi – 480 zł, reszta jedzenie
+ pamiątki), zakupu np. ubrań nie wliczałem
Ceny:
- przeloty 126 zł (Kraków – Paryż (Beauvais) - Tangier – Fez
– Bolonia – Katowice) – odcinek Bolonia – Katowice Wizzair, reszta Ryanair,
- noclegi 20-25 zł (2 noce w „mieszkaniu”, 2 w hotelu klasy
mocno turystycznej, 1 w riadzie),
- pociąg Tangier – Marakesz – 70 zł,
- autobus Marakesz – Essauira 22 zł (tam) i 18 (powrót) –
ponieważ jeden bilet zakupiony na stacji tuż przed odjazdem, drugi dzień
wcześniej, uwaga, sieć Supratouru którą podróżowaliśmy ma osobne dworce,
- bus Marakesz – wodospady w Ozoud – Fez – 60 zł/os – myślę,
że cena tak niska ponieważ było nas 10 osób, a dodatkowo u właściciela
wykupiliśmy noclegi,
- taxi – lotnisko w Tangierze – dworzec 78 zł (tzw. Grand
Taxi – stary mercedes „beczka” – za 6 os, bo tyle tam „wchodzi”)
- petit taxi – dworzez Marakesz – medina 12 zł (za 3 os, tyle maksymalnie osób
wchodzi, samochody to Fiaty Uno bądź Fordy Fiesta)
- jedzenie:
harira (zupa z ciecierzycy) 1,5 zł ,
sok wyciskany na miejscu (1-2 zł),
tajin od 10 zł (jajecznica z warzywami) do 20 zł (z
kurczaka),
barbrian whiskey (herbata z miętą) od 0 (sposób na
zatwierdzanie transakcji, np. kupił ją
taksówkarz z którym dogadałem busa, następnie jego szef jak z którym ustalono
ostateczne warunki najmu) do 3 zł (10 zł – cały dzbanek) ,
smażone krewetki – 3 zł za „garść” – dosłownie,
specyficzne płaskie bułki smarowane serkiem/miodem – 1,5 – 3
zł/szt – najlepsza i najtańsza opcja na śniadanie,
kebab – określa się tak szaszłyki – 30 zł (z frytkami i
napojem) na placu Jemna El Fna w
Marakeszu; ostro doprawione mięso w bułce (po północy w medinie w Fezie, w jedynym
miejscu gdzie można było coś kupić do jedzenia, u 2 gości którzy mieli jakiejś
własnej roboty blaszany grill i mięso niewiadomego pochodzenia, zakładam że
mogło być nawet ze szczura) – 4 zł,
cola – 4 zł,
skręt od spotkanego w parku ojca z małym synkiem (
„Jamalem”) – „na kawe” czyli np 10 MAD =~ 4 zł,
piwo – tylko w hotelach, 4 euro,
papierosy – 8 zł,,
woda mineralna – 2 zł,
bułka – 0,5 zł,
naprawienie buta w uliczce przy medinie w Marakeszu – 9 zł
(jeden z uczestników kupił „najlepszej jakości klapki z skóry wielbłąda” – po 1 dniu urwał się
pasek)
dres adidas – 80 zł (oczywiście tylko z nazwy),
buty Nike air max – 80 zł (też tylko z nazwy, ale mają już
rok i się nie rozleciały),
trampki
converse – 38 zł („Made by american workers In China” – tekst wyjazdu),
szisza (mała, podróżna) – 25 zł,
tytoń do sziszy – 4 zł,
węgielki do sziszy – 4 zł,
bębenek podwójny – z ceramiki oraz skóry, delikatnie
pęknięty – 50 zł (od człowieka który grał nim na ulicy),
obraz ręcznie malowany – na murach obronnych w Essaiurze – w
zależności od rozmiaru 9 – 40 zł,
owoce – cen dokładnie nie pamiętam, ale tak z połowę taniej
niż w Polsce, do znacznie taniej (np. pistacje) ,
Porady:
- ZAWSZE negocjowac,
- płacić z góry, szczególnie za posiłki (dlatego, że później
może się okazać, że np. bułka czy sosy są dodatkowo płatne,
- uważać z kim się rozmawia, jak ktoś jest tak uprzejmy, że
pokaże nam jakieś ładne miejsce – na pewno będzie chciał zapłatę; oczywiście
można też normalnie porozmawiać np. z sprzedawcami na targu czy w ludźmi w
barze – można się dużo dowiedzieć – za darmo,
- jak chcesz coś załatwić – załatwisz to z taksówkarzem,
zarówno transport na większe odległości jak i różnego rodzaju substancje
psychoaktywne,
- nie ma potrzeby rezerwowanie noclegów, na miejscu nie Ty
szukasz noclegu tylko on Ciebie,
- na ulicach non stop zaczepiają sprzedawcy różnego rodzaju
narkotyków, ignorować ich, ponoć policja poluje na europejczyków którzy
„posiadają” – w Maroko jest to nielegalne – ale dla rodowitych Marokańczyków to
martwy przepis,
- za bycie pod wpływem alkoholu można trafić na 48h do
więzienia, nie wolno pić w miejscach publicznych – można trafić do więzienia,
nie pić w pociągu – można zostać z niego wyproszonym (co ciekawe pół pociągu
paliło skręty – nikomu to nie przeszkadzało),
- w dobrym tonie jest zostawianie napiwków (oczywiście w
restauracji, nie w budce „na rogu”), ale nie jest to wymagane,
- Marokańczycy mówią oprócz arabskiego po francusku
(większość), angielsku (dużo), niemiecku (trochę) i znają podstawowe zwroty po
polsku (oczywiście handlarze, np. Robert Makłowicz poleca; mucha rucha
karalucha),
- na placu Jemna El Fna w Marakeszu za robinie zdjęć
zaklinaczom węży czy kuglarzom z małpami na pewno będzie ktoś chciał opłatę,
- do Ozoud można ponoć dojechać autobusem, ale konieczny
jest nocleg na miejscu; najlepiej wynająć Grand Taxi lub busa (my tak
zrobiliśmy),
- na wodospadach Ozoud na siłę będzie chciał oprowadzać
przewodnik, nie dość że jest on drogi – 30-50 euro – to jeszcze tak naprawdę
nic nie wie o okolicy, jak powstały wodospady itd., poza tym droga dookoła
wodospadów jest banalnie prosta (nie da się zgubić) – ale na początku
poprowadzi przez potok (trzeba ściągać buty) i powie, że decyzję można podjąć
„na szycie wodospadu” – to czysty marketing bo 30 m dalej jest kładka przez ten
potok,
- w Ozoud można przespać się u lokalnych rastamanów,
widziałem kilku „hippi” europejczyków, którzy tam nocowali, jest to ponoć
bardzo tanie, dodatkowo w cenie są próbki różnych substancji J - nie nocowałem tam,
ale kiedyś na pewno spróbuję,
- w Ozoud małpki najlepiej obserwować ok. 17:00 – pora karmienia,
- ogólnie im bardziej na południe tym bardziej orientalnie,
- w miastach syf, dużo ciekawsze i ładniejsze są miejsca
„nie dotknięte cywilizacją” typu Sahara, wodospady, góry Atlas,
- przechodząc przez ulicę nie ma co liczyć że ktoś się
zatrzyma, są 2 szkoły przechodzenia: przebiegamy przed autami lub zamykamy oczy
i idziemy „na pewniaka” – samochody powinny nas omijać.
Krótki opis wycieczki:
Początek wiosny to okres promocji w tanich liniach
lotniczych. Od dawna był plan na Maroko więc decyzja po znalezieniu fajnego
połączenia trwała ok. 5 minut. Jako że kierunek egzotyczny, cena super niska,
szybko uzbierała się ekipa 10 osób. Wstępny plan po lekturze przewodników -
dokładne zwiedzenie północy kraju, ale lektura różnych relacji z podróży ludzi
którzy już tam byli, nie pozostawiła złudzeń – trzeba jechać na południe. Dość
szybko (dzięki właśnie relacjom) powstał zarys planu podróży. Lądujemy w
Tangierze po południu, idziemy coś zjeść do mediny i ogólnie pochodzić po mieście, a o 22:00 mamy nocny pociąg do
Marakeszu, stamtąd na początek nad ocean do mekki surferów (chyba na wyrost bo
żadnego nie widziałem) – Essauiry, następnie powrót do Marakeszu tam 1 lub 2
dni w zależności czy znajdziemy tani transport na wodospady w Ozoud i na koniec
Fez skąd wylatujemy. Plan udało się zrealizować w 120% (bo Ozoud to była
„opcja”) ! Tangier – pierwszy styk z kulturą arabską – dosyć bezbolesny bo to
zaraz przy Europie – w sumie bez emocji. Marakesz – no tutaj już czuć że
jesteśmy w innej rzeczywistości, na innym kontynencie. Na ulicach ruch
przypomina mrowisko, aż niewiarygodne że nie ma non stop wypadków oraz
temperatura, 40 stopni ! Tylko jakieś inne te 40 stopni niż u nas 30 (inna
wilgotność) – jest ciepło, ale nie tak jak sobie wyobrażaliśmy. No nic, mimo
wszystko trzeba jechać się ochłodzić. Ok, znajdujemy dworzec i wsiadamy do
autobusu – a tutaj szok, autobus czysty, klimatyzowany, można się wyłożyć –
bardziej spodziewałem się czegoś w stylu polskiego „PKS”. Essauira – wietrzne
miasto (naprawdę, prawie jak Kielce), może dlatego tutaj jest znana na cały
świat miejscówka suferów ? Nie wiem, fale jakieś strasznie wielkie nie były. O
samym mieście mogę powiedzieć tyle, że najczystsze z tych które widzieliśmy
podczas podróży, ładne stare mury obronne, sprzedawcy nie tak natrętni jak np.
w Marakeszu, dużo i tanie owoce morza, można kupić zarówno surowe na targu oraz
przyrządzone w przydrożnych budkach. Powrót do Marakeszu - to miasto jakoś mnie nie porywało, bardziej
irytowało po Essauirze. Tam 25 stopni, przyjemny wiaterek. Tutaj – duchota,
sprzedawcy najchętniej by Cie zjedli. Ogólnie godzinka na Jemna El Fna
wystarczyła, później był „chill out” w miejscu noclegowym. W tym miejscu warto
opisać jak załatwiliśmy nocleg i busa do Ozoud. Wysiadając na stacji
autobusowej po powrocie z Essauiry taksówkarz zagadał czy w czymś pomóc.
Zapytałem, czy wie jak można się dostać do Ozoud. Padło pytanie ile osób, -10.
Oczy Araba zamieniły się w dirhamy. Zaraz gdzieś tam pobiegł, podjechał drugi,
coś tam pogadał, gdzieś zadzwonił i po 5 minutach przychodzi i rzuca jakąś
śmiesznie wysoką sumę. Ja w śmiech i zbijam ją na próbę o połowę. Ten mnie
zaprasza do baru po drugiej strony ulicy na herbatkę. Rozmowa się klei,
opowiadam mu swój plan on słucha. Dalsze negocjacje, ja się nie zgadzam, on też
nie. W końcu mu mówię, że jak wyrówna swoją cenę do ceny autobusów (gdzieś tam
sprawdziliśmy przed wyjazdem) to ok. On dzwoni, jak się później okazało do
szefa, daje mi go do telefonu. Szef mi
oferuje w tej samej cenie co ustalona z taksówkarzem dodatkowo nocleg z
śniadaniem (o śniadaniu zaraz) – ok, deal J
Na miejscu okazało się, że cena spadłą jeszcze o jakieś 10%, nocleg okazał się
w riadzie (tradycyjny dom marokański) w którym właściciel żyje od 3 pokoleń. Standard
naprawdę wysoki, prawdziwe prysznice, pokoje 2 i 3 os, taras (i dach) z
widokiem na miasto no i wspomniane już śniadanie… Czyli dzbanek herbaty + 2
bagietki i spodeczek miodu na… 10 osób. Eh, oni zawsze chcą na czymś zarobić,
no ale za w sumie 80 zł os/nocleg + bus na prawie 500 km, który zatrzyma się w
Ozoud, poczeka ok. 4 godzin kiedy będziemy zwiedzać, super ! Wieczorem jeszcze
tylko krótki spacerek po mieście i na drugi dzień wczesnym rankiem wyjazd.
Wodospady naprawdę zapierają dech w piersiach, 110 m spadku, dookoła czerwone
skały, gdzieś tam fruwa ptactwo, w drzewach można dostrzec małpki – miejsce
obowiązkowe. Ostatnia noc w Fezie. Znowu powracamy do „Europy”, jakoś
nowocześnie (tzn. jak na Maroko), nieciekawie. Nawet obeszliśmy mury pałacu króla,
a trwało to chyba z 3h. Podsumowując Maroko to bardzo fajny kierunek, jest dużo
taniej niż w krajach zachodnich, bardziej orientalnie, całkiem inna kultura i
przyroda warta jest zobaczenia – szczególnie teraz, gdy można dolecieć „za
drobne”.
Ciepło.
Przykładowe stoisko z sokami "na miejscu".
Rowerzysta w lokalnym ubraniu (Marakesz).
Naciągacz na Jemaa el-Fnaa w Marakeszu.
Stragany w pobrażu mediny w Marakeszu.
Marokańska Floriańska.
Szewc :)
Cascades d' Ozoud.
Małpka z młodym w Ozoud.
Meczet w Fezie.
Wiejski układ przed posiadłością króla w Fezie.
Petit taxi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz