niedziela, 27 stycznia 2019

Martynika 20-25.01.2019

Pierwsza część wyprawy: Gwadelupa

Film z wyjazdu:


Mapka z zaznaczonymi atrakcjami/miejscami wartymi zobaczenia: mapka

Z Gwadelupy promem JeansForFreedom dotarliśmy do kolejnej francuskiej wyspy: Martyniki.
Pierwsze co się rzuciło w oczy to większa nowoczesność i "zabytkowość" stolicy - Fort De France. Ogólnie cała wyspa jest jakby bardziej "doinwestowana" przez francuski rząd. Drogi, szczególnie lokalne są znacznie lepszej jakości niż na Gwadelupie, miasteczka są bardziej zadbane, szczerze mówiąc bardziej można się poczuć jak w Europie niż na Karaibach - co dla mnie osobiście było minusem. 

Czym natomiast Martynika zaskoczyła na plus - zabudowa kolonialna (oprócz wspomnianego Fort De France) bardzo malownicze, wręcz pocztówkowe jest miasteczko Les Anses-d'Arlet.









Martynikę można zasadniczo podzielić na dwie części. Część na południe od stolicy - bardziej turystyczną, plażową oraz tereny na północ od stolicy, górzyste, bardziej dziki, porośniętą dżunglą, z górującym nad wszystkim najwyższym szczytem wyspy, wygasłym wulkanem - Montagne Pelee (1397 m.n.p.m.). 

Na początek kilka ciekawszych miejsc na południu wyspy - oczywiście są to plaże.

Anse Mitan:

Anse Noire: 



Anse Dufour:


Między Anse D'Arlet a Grande Anse du Diamant zlokalizowane jest miejsce pamięci Cap 110 - miejsce w pobliżu którego rozbił się statek przewożący niewolników. Katastrofę przeżyło jedynie 86  na 300 przewożonych osób. 


Jedną z najładniejszych, a pewnie i najdłuższą jest plaża Plage du Diamant. 





W północnej części wyspy można zobaczyć kilka wodospadów. My wodospad, który raczej jest nie do przebicia (Chute Du Carbet) zboczyliśmy już na Gwadelupie. Na Martynice poszliśmy na łatwiznę i zaliczyliśmy jeden wodospad, który jest jakieś 200 m od drogi: Saut du Gendarme Waterfall.



W planie było jeszcze zobaczenie wodospadu Gorges de la Falaise. Niestety dojście do niego jest przez teren prywatny. Właściciel zażądał horrendalnej ceny 10 euro od osoby, grzecznie podziękowaliśmy. Podjęliśmy jeszcze próbę dojazdu od innej strony, niestety bez powodzenia.

Ten dzień zakończyliśmy na plaży w zatoce wysuniętej na północ wyspy: Anse Couleuvre. Plaża położona jest w zatoczce otoczonej klifami, co ja dodatkowo wyróżnia jest ciemnoszary piasek. 








Kolejnego dnia podjęliśmy niestety nieudaną próbę wejścia na wulkan Montagne Pelee. W nocy poprzedzającej dzień, który przeznaczyliśmy na wspinaczkę non stop padał deszcz. Również poranek był dość deszczowy. Co cechuje wyspy karaibskie jest duża zmienność pogody, w jednym miejscu może padać deszcz, a 20 km dalej być słoneczne pogoda. Niezrażeni zapakowaliśmy się się do wynajętego Renault Twingo. Po 2 km zaświeciła się kontrolka "STOP", jednak auto ciągle jechało więc kontynuowaliśmy. Po około godzinie jazdy dotarliśmy na parking z którego rozpoczyna się wędrówkę. Widoczność była bardzo słaba, wszędzie mgła, do tego wiało i padała mżawka (właściwie mżawka padała "z boku" niesiona wiatrem). Rozpoczęliśmy wędrówkę, początkowo była dość łatwa po stopniach zrobionych z desek wbitych w zbocze. Po około pół godziny dotarliśmy do punktu widokowego. Z tego miejsca zaczynała się cześć szlaku, która tamtego dnia po namyśle okazała się za trudna. Co chwilę padał intensywny deszcz, dodatkowo wspomagany przez podmuchy silnego wiatru. Szlak to były śliskie skały, nachylone pod dużym kątem (koniecznie trzeba było się wspomagać rękami) po których spływał potok. Wszystkie te czynniki spowodowały, że podjęliśmy decyzję, że jednak bezpieczeństwo jest ważniejsze (szczególnie zejście po śliskich skałach było niebezpieczne) i zrezygnowaliśmy z dalszej wspinaczki. Szkoda bo z opisów szlaku wynika, że po przejściu tego odcinka dochodzi się już do krateru. Na Gwadelupie zdobyliśmy wulkan La Surefire - musi nam to wystarczyć. 




Na parkingu przebraliśmy się w suche ubrania i wyruszyliśmy na plaże, po drodze zatrzymując się w miejscowości Le Morne-Rouge na zakupy. Popołudnie tego dnia spędziliśmy na półwyspie Presqu'Île de la Caravelle. Niestety pogoda w dalszym ciągu nie rozpieszczała, więc po około godzinie zebraliśmy się do auta. Jadąc w stronę naszego domu (mieszkaliśmy w Le Robert) zauważyłem wejście na szlak, który prowadził do klifu. Jednak największą atrakcja było ogromne drzewo z zwisającymi lianami (tak - da się na nich bujać - widać to na filmie :)). 



Kolejny dzień spędziliśmy na najbardziej polecanej, ale też najbardziej turystycznej plaży Grande Anse Des Salines. Rzeczywiście plaża jest długa, w części szeroka, ale jest na niej zdecydowanie za dużo ludzi. Obok plaży jest wybudowana kładka przebiegające przez saliny. Można tam obserwować ogromne ilości krabów (zapraszam do filmu) oraz ptaki z specjalnie przygotowanych stanowisk. 





Ostatni dzień jak już pisałem spędziliśmy na półwyspie Caravelle, tym razem na plaży w miasteczku Tartane. Na tym nasz pobyt na francuskich terytoriach zamorskich się zakończył i o 23 odlecieliśmy do Paryża.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz